poniedziałek, 27 maja 2013

Ból, przeistaczający się w zaufanie

~ Victoria ~


To coś, jakby zgasło światło. Chciałabym być blisko nich, przytulić, ucałować. Ale to się już nigdy nie stanie. Już nigdy nie usłyszę opiekuńczych słów mamy, donośnego śmiechu taty. Wspomnienia pozostaną na zdjęciach, nagraniach, taśmach oraz w głowie, w której panuje nieskończona pustka. To staje się coraz trudniejsze. Kolejne łzy płyną po mojej twarzy, serce uderza mocniej. Dłonie zaczynają się trząść, albowiem straciłam jeden z ważniejszych powodów do życia. Nie chcę bez nich żyć. Nawet, gdy widzieliśmy się rzadko wiedziałam, że wszystko jest dobrze. A teraz? Teraz nic nie jest, ani nie będzie dobrze. Słyszę jak krople deszczu uderzają o wielkie okno, a później po nim spływają, niczym słone łzy po mojej twarzy. Włączyłam telewizor, chcąc przerwać moje cierpienie w ciszy. Pierwszy lepszy kanał, w tym przypadku Mtv. "Up All Night - One Direction tour", wspomnienia wracają. Jaskrawe przebłyski myśli pojawiają się w mojej głowie, wspominając o wszystkim. I wtedy usłyszałam głos Harre'go, dobiegający z odbiornika.
-Gdybyśmy tylko mogli zatrzymać to życie przez kolejny dzień. Gdybyśmy tylko mogli cofnąć czas. - Ułamek "Moments", tak pięknej, a zarazem przypominającej o bólu piosence. "Dlaczego tylko mnie to wszystko spotyka?", użalałam się w myślach. Byli moim powodem, natchnieniem by żyć. Moim sercem. Ona nosiła mnie dziewięć miesięcy pod własnym, by tylko dać mi życie. Życie, w którym sobie nie poradzę. Życie, w którym w wieku osiemnastu lat pójdę na pogrzeb własnych rodziców. Życie, w którym moje dzieci nigdy nie zobaczą swoich dziadków. To boli już teraz. Wywiera na moim sercu trwałe znamię, niczym wyniszczenie płuc od nadmiaru nikotyny. Niczym wbicie ostrza prosto w brzuch. Niczym ciche dukanie, użalanie się nad sobą. Tylko, czy oni by tego chcieli? Teraz obserwują mnie tam, z góry. Są smutni, ponieważ czują moje uczucia. Są smutni, ponieważ po mojej twarzy spływają łzy. Są smutni, ponieważ jestem słaba. Mogę być silna, dla nich. Nadal mogą być moim powodem do życia. Mogą być moim sercem, głosem i natchnieniem. Pewna część ich na zawsze pozostanie we mnie. A przecież mogę spojrzeć w górę, uśmiechnąć się. Dać im znak, że się nie poddałam. Dać im znak, że kiedyś się ponownie spotkamy. Dać im znak, że nie zapomniałam. Że wciąż pamiętam o tym kopaniu piłki w ogrodzie, rzucaniu psu patyka czy też próbie utopienia złotych rybek. Pamiętam, i nigdy o tym nie zapomnę. Nieznaczny wiatr, spowodowany uchyleniem drzwi rozwiał się po pokoju. Dodający otuchy uśmiech, skierowany w moją stronę. Dwie osoby, którym ufam.
-Trzymasz się? - Spytała Jade, trzymając w dłoniach filiżankę w ciepłą kawą. Pamiętają nawet o takich drobnych szczegółach.
-Muszę być silna, dla nich. - Wyszeptałam. Dostrzegłam zdziwioną minę Kędzierzawego, gdy zauważył siebie w telewizji. Posłałam mu ciepły uśmiech, i usiadłam pomiędzy najbliższymi przyjaciółmi. - Dziękuję. - Przytuliłam ich, nieco zaciskając powieki. "Muszę być silna, dam radę", dopingowałam się w myślach. Każda chwila spędzona w ich obecności, pomaga mi przełamywać kolejne bariery. Kocham ich wszystkich, ale ta dwójka jest obdarzona moim największym zaufaniem. To nie jest tak, że ich wyróżniłam. Moja podświadomość mi podpowiedziała, że są najbardziej zbliżeni do mnie. Charakterem, stylem. Gdy z nimi przebywam, już prawie widzę marzenie o moim śnie, które chcę spełnić od dawna. Przełamać bariery, zaufać ludziom. Każdy mój krok, czy też ruch sprawia, że czuję się pewniej. Muszę próbować. Muszę iść z wysoko podniesioną głową. Dostaje wiele szans, które powinnam wykorzystać. Nie złamię się. Pamiętam o bólu, ale muszę iść przed siebie. Nie mogę odpuszczać. Muszę wierzyć. Wierzyć w siebie i w to, że w końcu mi się uda. Oni są moim mieczem i tarczą. Moją pomocą w wygraniu tej wojny. Moim natchnieniem, moją nadzieją. Przyjaciele, którzy są teraz tak blisko mnie. Ludzie, którzy darzą mnie podobnym uczuciem jak ja ich. Osoby, będące moim domem.
-Chodźmy na dół. - Zebrałam się w sobie, żeby stoczyć kolejną bitwę. Pokazać im, że jednak żyję. Że potrafię się przełamać, podejść, porozmawiać. Że nie jestem obłąkana. Że jestem zwykłą, zagubioną dziewczyną. Pięć par oczu, wpatrzonych we mnie z troską. Usiadłam na środku, zwracając się do wszystkich.
-Dziękuję, że jesteście. Kocham was. - Pięć słów, skierowane do siedmiu osób. Tak wiele znaczą zarówno dla mnie, jak i dla nich. Widzą, jak mi zależy. Widzą, że się ich nie boję. Widzą, że nie jestem przestraszonym chomikiem. Widzą, że jestem dziewczyną która walczy. Dziewczyną, która chce wygrać tą bitwę.
-A może obejrzymy film? - Spytał Louis, wysyłając w moją stronę serdeczny uśmiech. Odpowiedziałam mu tym samym, wygrywając kolejną bitwę.
-Zrobię przekąski. - Oznajmiłam, kierując się do kuchni.
-Ja ci pomogę. - Zadeklarowała Perrie, wymijając zdezorientowanego Harre'go.
Posłała wszystkim przepiękny uśmiech, udając się za mną do kuchni.
-Co robimy? - Uśmiechnęłam się delikatnie w stronę blondynki.
-Jak dla nich, najlepiej zamówić kilkanaście pizz. - Zaśmiała się, przy czym jej zawtórowałam.
-Dobry pomysł. - Przybiłam z nią piątkę, przytulając radośnie. I w tym momencie, zadziwiłam samą siebie. "Chyba wygram tą wojnę", uśmiechnęłam się pod nosem. Oparłam się o blat, czekając aż Perrie zamówi nasze idealnie przygotowane potrawy.
-Ile zamawiamy? Dziesięć? - Przykryła głośnik dłonią, przygryzając dolną wargę.
-Okej. - Stwierdziłam, nalewając sobie wody. Dopiero gdy się rozłączyła doszedł do mnie fakt, co właśnie zrobiłyśmy. - Nigdy tego nie zjemy. - Zachichotałam, otwierając drzwi do salonu.
-Nie znasz Niall'a. - Stwierdziła, kiwając głową. Do salonu weszłyśmy pełne uśmiechu na twarzy oraz towarzyszącego chichotu, powodując pytające miny na twarzach większości przyjaciół. "Im więcej osób poznaję, tym jest lepiej", podsumowałam wszystko w jednym zdaniu. Opadłam na kanapie obok Harre'go, układając głowę na jego ramieniu. Naprawdę, nie wiem co się ze mną dzieje, ale zaczynam zachowywać się normalnie.


***


Ten rozdział podejrzanie mi się podoba.
Coś ciekawego, jest 100% napisany z perspektywy Vicki.
Nie chciałam z tego robić takiego łzawego dramatu,
więc pod koniec pojawia się coś nowego.
Coś nowego?
Panie i panowie, w Victorii coś pękło :3
No i koniecznie skomentujcie
Caroline. x

5 komentarzy:

  1. O Bożeee... Zakochałam się w tym rozdziale *.*
    Jest cudowny.
    Było tu mało Hazzy ale kij.
    Cieszę się że Victoria jednak się nie załamała :)
    I koniec... Awawawawawwww :3
    Czytam to zdanie chyba setny raz i nie mam dość: "Opadłam na kanapie obok Harre'go, układając głowę na jego ramieniu. Naprawdę, nie wiem co się ze mną dzieje, ale zaczynam zachowywać się normalnie."
    Pisz jakiś romans między Harrym a Vicki!!!
    Kocham i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem dumna nasza mała dziewczynka dorasta xd robi się taka "odwazna", amrrr ;p ciężko jest jakoś zdefiniować ten rozdział, więc powiem tylko tyle, że jest idealny i na maxxxa mi się podoba <3333333 ooo i jest cudnie napisany, kocham to jak opisujesz przeżycia wewnętrzne bohaterów ;) nie mogę doczekać się następnego ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdzial cudny <33
    Ciesze sie ze Vicki sie nie poddala i zaczyna otwierac na ludzi ;)
    Jeszcze ta koncowka jak polozyla glowe na jego ramieniu awww<33
    Oni powinni byc razem :D
    Czekam na kolejny ^^
    Pozdrawiam <33
    Olcia Styles

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest idelany. Dopracowany w każdym, nawet najmniejszym stopniu. Nie dziwne, że Ci się podoba ;)
    No i coś w Vicky pękło! Taaa Buuumm Tsss, fanfary! Jaram sie tym faktem. <spoko, raczej się nie spalę... chyba xd)
    No to pozostaje tylko czekać na kolejny rozdział + końcówka rozwala system.
    Buziaki xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak sobie podziwiam ten twój szablon i stwierdzam, że mam identycznego kotka jak ten na obrazku ;p

    OdpowiedzUsuń