sobota, 15 czerwca 2013

Rozpadek na milion części

~ Victoria ~

Wszystkie moje komórki zbuntowały się, zaś twarz stała się nieco bladsza. Nie było to widoczne, ponieważ była skromnie, ale idealnie przykryta makijażem. Czułam, jak wzrok mulata wypala dziurę w mojej postaci. Spojrzenia wszystkich zwrócone były na mnie. Blondyn standardowo coś jadł, a Louis pił herbatę. Mulat stał na środku pokoju w spodniach od dresu, przyglądając mi się badawczo.
-Vicki, gdzie ona jest? - Spojrzał w sufit, wypuszczając powietrze ustami. Wiedział, że ja wiem. Czy mam wypisane na twarzy "Wiem wszystko"? Wątpię.  Przełknęłam cicho ślinę, odszukując zielonych tęczówek bruneta. Nerwowo, aczkolwiek z gracją ujęłam jego dłoń. Oparłam głowę o oparcie kanapy, przymykając oczy. - Wiesz. - Dodał już nieco spokojniej, siadając obok mnie. Dłonią dotknął mojego nieokrytego kolana, próbując zwrócić na siebie moją uwagę. - Proszę. - Jego głos brzmiał tak błagalnie, że czułam jak rozpada mi się serce. Nie mogę go okłamywać, ale nie chcę też zawieść Perrie. Nie byłabym raczej dobrą przyjaciółką, tak? Otworzyłam oczy, co było moim największym błędem. Ujrzałam czekoladowe tęczówki chłopaka, błagalnie patrzące na każdy mój ruch.
-Zayn, obiecałam... - Mruknęłam bardziej do siebie, jednakże dobrze słyszalnie dla wszystkich. Spojrzenie bruneta ożyło wiedząc, że zaraz się przełamię.
-Chodzi o moje dzisiejsze zachowanie, tak? - Wyszeptał, dostrzegając w całym pokoju tylko mnie. - Ona ma dzisiaj urodziny. Chciałem, aby miała niespodziankę. Chciałem, żeby się niczego nie domyśliła. To tak wiele? - Głos mu się załamał, zaś spojrzenie nie schodziło ze mnie w najmniejszym stopniu. Dwie części mnie walczyły ze sobą, bo przecież nie chodzi tylko o dzisiaj. Perrie boi się, że przez ten związek rozpadną się dwa zespoły. Ma się czego obawiać? Chyba nie.


~ Perrie ~ 


Bez słowa weszłam z Jade do budynku, w którym odbywają się nasze próby. Musiałam przemyśleć kilka rzeczy, ale też nie mogę zawieść dziewczyn. Właśnie tego chciałam uniknąć. Boję się, że będę musiała wybierać. Zostawię Zayn'a, a ludzie się odwrócą. Mogę nie dać rady. Wszystko wygląda na idealne, ale takie nie jest. Boję się, ale chyba jako jedyna. Zayn nigdy nie mówił, że coś jest nie tak. Zawsze był uśmiechnięty, tylko czasami miał te swoje humory. Zwłaszcza, gdy miał wstać z rana.
-Jestem głupia! - Krzyknęłam, gdy tylko Jade otworzyła drzwi. Dziewczyny popatrzyły na mnie zdziwione, zaś ja w jednej chwili coś sobie uświadomiłam. - Jak ja mogłam pomyśleć, że on chce mnie zostawić? - Mruknęłam, siadając na fotelu. Wlepiłam spojrzenie w ścianę, zaś przyjaciółki z całej siły mnie przytuliły. W tej chwili tylko dziękowałam sobie, że nie zrobiłam nic głupiego.
-Dziś o dwudziestej po ciebie przyjeżdżamy. - Zaśmiała się Leigh-Anne, wkraczając w taneczny krok.
Wszystkie jej zawtórowałyśmy w momencie, w którym akurat zaczęła wiązać włosy. Do pomieszczenia wbiegł jeden z naszych managerów, dołączając się do tańca. Po zakończeniu naszej radości zaliczyłyśmy grupowy uścisk. Takich chwil mi potrzeba. Częściej, niż ktokolwiek może pomyśleć. Posiadanie takich przyjaciółek w moim życiu jest niezwykle ważne. Przecież mogę powiedzieć im o wszystkim. Są jak moje siostry. Czasem nie rozumiałam moich chwil zwątpienia, ale przecież każdy takie ma, prawda?
-Pezz, telefon. - Jesy podała mi mój smartfon, na którym zauważyłam twarz Liam'a. Z uśmiechem, i ukrytym zdziwieniem odebrałam telefon. Po jego pierwszych słowach wiedziałam, że moje życie obróciło się całkowicie. Tylko, że nie na kolorową stronę. Wypuszczając z dłoni telefon opadłam na podłogę, zaś po mojej twarzy zaczął spływać czarny tusz. Wcześniejsze szczęście zniknęło, pozostawiając jedynie ukłucie w sercu.


***


Ten rozdział jest tak beznadziejny, że aż brak mi słów.
Nie dość, że tyle na niego czekałyście, to jeszcze jest krótki i beznadziejny.
Przepraszam. To jedyne, na co mnie w tej chwili stać.
Caroline. x

niedziela, 9 czerwca 2013

Opowiem wam pewną historię...

~ Perrie ~

Cudowny aromat kawy roznosił się po całym parterze. Schodząc ze schodów odpisywałam Leigh-Anne na sms'a, że za dwie godziny pojawię się z Jade na próbie. Półprzytomna zawitałam do kuchni, od progu zauważając mojego chłopaka.
-Dzień dobry. - Objęłam go od tyłu, ucinając krótki pocałunek w policzek. Położyłam głowę na jego barku, obserwując jak uparcie miesza jakieś ciasto. - Wcześnie wstałeś. - Dodałam, nieco kołysząc nasze ciała. Brunet cały czas mieszał masę, jednakże na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Ukrywał to, ale nie był szczęśliwy z faktu, że musiał tak wcześnie wstać.
-Macie dzisiaj próbę? - Spytał, dodając kolejne składniki.
-Tak, idę obudzić Jade. - Mruknęłam, próbując ukryć moje zdenerwowanie. "Dlaczego mnie ignorujesz głupku?", zastanawiałam się. Nerwowo przechadzałam się po domu, aż wpadłam na kogoś na piętrze.
-Auu... - Doszedł do mnie przeciągany głos Vicki, i momentalnie skarciłam się w myślach.
-Przepraszam. Coś się boli? - Dotknęłam dłonią jej czoła, które kurczowo masowała palcami. Blondynka spojrzała na mnie szybko, delikatnie się uśmiechając.
-Nie. -Szepnęła, spoglądając w stronę bruneta, wychodzącego z jej pokoju.
Chłopak rzucił tylko ciche "cześć" do telefonu, i powolnym krokiem podszedł w naszą stronę.
-Coś się stało? - Spytał, klękając przy naszej dwójce.
-Nie. - Odpowiedziałyśmy jednocześnie, po czym Victoria wstała, schodząc za Harry'm na dół. Siedziałam tak jeszcze przez chwilę, zastanawiając się nad jednym... Co on robił w jej pokoju? Na pewno nie poszedł jej obudzić, bo pierwsza wyszła z pokoju. To wszystko nie ma sensu...
-Co tak leżysz? - Moje rozmysły przerwała mi Jade, stojąc nade mną w fioletowym One-Piece. Dziewczyna wyciągnęła w moją stronę dłoń, na której szybko się podciągnęłam.
-Harry i Vicki byli w jednym pokoju. - Wyszeptałam, nieświadoma tego co mówię.
-A my nie jesteśmy w jednym pokoju? - Pokręciła głową z dezaprobatą, układając dłonie na biodrach.
-Nie ważne. - Potrząsnęłam lekko głową, przywracając świeżość umysłu.
-Pezz, co jest? - Spytała, wciąż walcząc o swoją rację. W jej oczach widziałam, że wie. O czym? O tym, że nie wszystko jest dobrze.
-Zayn mnie spławia. - Oparłam się o ścianę, mocno ściskając powieki. Mam już dosyć ciągłego udawania, że wszystko jest dobrze. Nic nie jest dobrze. Coś w nas pęka. Odległość i brak czasu pokrywają nasze serca żalem, niczym nikotyna płuca palacza. Ludzie myślą, że jesteśmy idealną parą. Jesteśmy do czasu, dopóki nie rozdzielają nas kilometry. Nienawidzę, gdy Zayn opuszcza przyjaciół. Zamiast spędzać czas z zespołem, przylatuje do miasta w którym akurat ja jestem. Taki związek na dłuższą metę nie ma sensu i nie wiem, czy jest sens go ciągnąć.
-Wszystko będzie dobrze. - Wyszeptała przyjaciółka, zaciskając mnie w ciepłym uśmiechu. Po mojej twarzy spłynęła pojedyncza łza, którą momentalnie wytarłam. Jest mi przykro, że nic nie jest jak wcześniej. Zmieniamy się, ale oddalam się od dziewczyn na własne życzenie.

~ Victoria ~


Moje serce cierpiało, zaś mózg przyznawał mi rację. Siedziałam na blacie, nerwowo przygryzając dolną wargę. "Co teraz będzie?", pytałam się w myślach. Czuję do Harre'go tą... miętkę, jak to mówią niektórzy, ale boję się reakcji innych. Boję się faktu, że on może tego nie chcieć. To może być dla niego chwilowe zauroczenie, z którego nawet nie zdaje sobie sprawy. Deszcz obijał się o okna z taką siłą, jak kolejne myśli o mój mózg. To coś jak uderzenie pioruna. W jednej chwili rozpiera mnie pewność siebie, a w drugiej staję się zamkniętą w sobie blondynką. Tak nie powinno być. Do moich uszu doszedł dźwięk mojego telefonu. Wiadomość od Jade, brzmiąca dokładnie tak "Podejdziesz do wyjścia?". Przecież... mogła krzyknąć. Co się dzieje? W ciszy zeskoczyłam z blatu, unikając spojrzeń chłopaków.
-Idę do łazienki. - Mruknęłam, przygryzając dolną wargę. Nienawidzę kłamać. Nawet w tak głupiej sprawie, ale to już kłamstwo. Podeszłam w umówione miejsce, z daleka obserwując załamaną Perrie.
-Co się stało? - Spytałam, przytulając przyjaciółkę. "Jakoś szybko zacieśniam te więzy", pomyślałam.
-Musimy z Zayn'em zrobić przerwę... - Spuściła spojrzenie, urywając zdanie. Była totalnie przybita, bliska płaczu. - Chciałam żebyś wiedziała, ale nie chcę, żeby on wiedział. Chcę, żeby zrozumiał o co mi chodzi. - Jej spojrzenie wbite było w podłogę, zaś oczy cierpiały. Spojrzała na mnie z wymuszonym uśmiechem, podnosząc swoją torbę.
-Nie zrobi ci się przykro, jak z nią pójdę? - Spytała Jade, spoglądając prosto w moje tęczówki.
-Nie. - Ucięłam szybko, przerzucając wzrok na blondynkę. - Ale jak coś to piszcie, albo dzwońcie. - Dodałam, zamykając drzwi za dziewczynami. Oparłam się na ścianie, głęboko oddychając. "To musi być coś poważnego", pomyślałam. Przecież... oni się kochają. To jest widać. Skąd taka nagła zmiana? Nie słyszałam kłótni, nie słyszałam dźwięku tłuczonego szkła. Pamiętam tylko smutek na twarzy Pezz, i niewiedzę na twarzy Zayn'a. "Przecież on myśli, że wszystko jest dobrze". Z trudem odeszłam od ściany, po chwili opadając na kanapę w salonie. Obok mnie siedział zaspany Louis, popijając poranną kawę. Oglądał jakiś program przyrodniczy, zaś do mnie nic nie docierało. Widziałam co się dzieje, ale nie słyszałam. Sprawa z tą dwójką namieszała mi w głowie tak mocno, że nie potrafiłam myśleć o niczym innym.
-Gdzie jest Perrie?! - Krzyknął Zayn, zbiegając ze schodów. Jego spojrzenie objęło wszystkich, zatrzymując się na mnie. "Cholera", przeklęłam w myślach.


***


Przepraszam, że przez ponad tydzień nie było nowego rozdziału.
W mojej głowie panował nieład, a wszystko miało być inaczej.
Nie chciałam wstawiać totalnie nieudanego rozdziału...
Na pocieszenie powiem tylko, że teraz rozdziały powinny
pojawiać się o wiele częściej, bo oceny już są praktycznie wystawione.
Martwi mnie tylko, że niektórzy to czytają, a nie komentują :c
Wtedy mam wrażenie, że mi nic nie wychodzi...
Caroline. x

piątek, 31 maja 2013

To staje się łatwiejsze każdego, nowego dnia

~ Harry ~

Serce zabiło mocniej, po chwilowym wstrzymaniu akcji. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa, zaś umysł w jednej chwili zwariował. Nigdy nie myślałem, że przeżyję coś podobnego. Victoria bezbronnie siedziała obok mnie, utrzymując kontakt wzrokowy. Kąciki jej ust były podniesione, zaś z oczu biły wyraźne iskierki szczęścia. "To nie jest możliwe", pomyślałem. To nie była ta sama, przybita dziewczyna. W jednej chwili coś w niej pękło, pozwoliło się przełamać. Zauważyłem zmieszanie na jej twarzy, prawie idealnie przykryte uśmiechem. Wolałem nie wiedzieć, jak wyglądała moja mina. W ciągu dwóch sekund na moją twarz wkradły się charakterystyczne dołeczki, a oczy zaczęły promienieć ze szczęścia. Jej uśmiech był dla mnie narkotykiem, którego mi wiecznie potrzeba. Czerwień jej ust była tak niedostępna do osiągnięcia, niczym wejście na najwyższy szczyt świata w zimę. Orzech jej oczu był tak delikatny, niczym poranna rosa na trawie. Jej drobny nos był tak uroczy, niczym koci nosek. Wydatne policzki były nieśmiało podkreślone bronzerem i różem, uwydatniając kości policzkowe. Biel jej zębów podczas uśmiechu przyprawiała mnie o zawrót głowy.
"Jeszcze nigdy nie czułem nic podobnego", w jednej chwili poczułem, jak jej delikatna sylwetka układa się w moich ramionach. 
-Dziękuję, Harry. - Dwa ciche słowa, wydobyte z jej ust. Powolnym ruchem ją objąłem, czując jak kładzie swój podbródek nad moim obojczykiem. Ucałowałem ją w miękkie włosy, przymykając oczy. "Niesamowite", pomyślałem. Mógłbym tak trwać to końca życia, jednakże dziewczyna szybko się odsunęła, słysząc dzwonek do drzwi. "Czyli jednak nie jest do końca dobrze", zacząłem się zastanawiać nad zmianą dzwonka. Fakt, że Louis go wybierał nie jest do końca fantastyczny.

~ Victoria ~


W całym pokoju roznosił się cudowny zapach pizzy, zamówionej przez Perrie. Chłopaki włączyli jakiś horror, który w pewnych momentach mnie paraliżował. Cały czas siedziałam nieśmiało wtulona w Harre'go, delikatnie zerkając na jego twarz. Lekko uniesione kąciki ust wywierały na mnie pozytywne wrażenie. 
-Poszedłbym do jakiegoś klubu. - Ziewnął głośno Louis, przeciągając się niczym kot. Spojrzałam na niego zdziwiona. "Oglądamy najbardziej krwawy film na świecie, a ty się nudzisz?", pytałam się retorycznie w myślach.
-Niezły pomysł. - Odezwał się Liam. - Zabrałbym Danielle, a ty Eleanor. - Dodał, uśmiechając się szeroko. Słuchałam ich rozmowy, zastanawiając się jak wyglądają wyjścia na miasto w ich wykonaniu. Może być ciekawie...
-Jesteś za? - Przeszedł mnie dreszcz, gdy wyczułam ciepło Harre'go przy mojej szyi. Chłopak oparł głowę na moim ramieniu, odnajdując moje spojrzenie.
-Oczywiście. - Stwierdziłam, próbując pokonać burzę myśli w mojej głowie. Pewna część była przeciw, zaś druga za. Ale przecież nie mogę odciągać chłopaków od ich życia, tak? To ja jestem gościem w ich życiu, nie oni w moim. Muszę się wspinać wyżej, nie myśląc o upadku. Do tej pory mi to wychodziło, więc dlaczego nie próbować dalej?
-Dobranoc. - Wstałam z kanapy, uśmiechając się do wszystkich delikatnie. Prawdą jest, że nie byłam senna. Chciałam to wszystko po prostu przemyśleć. 
-Możemy porozmawiać? - Spytał dyskretnie Harreh. Pokiwałam śmiało głową, wychodząc z pomieszczenia. Brunet dogonił mnie na schodach, idąc za mną w ciszy. Ten film wywołuje u mnie jakieś omamy, więc może lepiej, że ktoś idzie za mną. Przynajmniej nie zabije mnie jakaś wściekła świnia.
-O czym chciałeś porozmawiać? - Spytałam, zamykając drzwi od mojego pokoju. Styles w ciszy usiadł na łóżku, próbując zacząć rozmowę z pomocą dłoni. Po chwili jednak zrezygnował, i spuścił wzrok. Jego loki ułożyły się w nieznacznym nieładzie, jednakże ich nie poprawił. Ścisnął usta, uważnie nad czymś myśląc. Przygryzł dolną wargę, wypuszczając powietrze ustami. Jego szmaragdowe tęczówki utknęły w mojej postaci, zaś wargi delikatnie się rozchyliły.
-Zakochałem się w tobie. - Wyszeptał najciszej jak tylko mógł, jednak dość słyszalnie dla mnie. Poczułam, jak pewna część mnie zwariowała. Do mojej głowy wdarły się jaskrawe przebłyski rozbawienia, zaś szczęście z moich oczu mogłoby wywołać uśmiech na twarzy każdej osoby. Brunet wpatrywał się w mój brak reakcji, po czym spuścił głowę. Wewnątrz gotowałam się ze szczęścia, zaś na zewnątrz skamieniałam. Zaczęłam szybko mrugać chcąc upewnić się, że to nie sen. Pierwsza osoba, którą obdarzyłam takim uczuciem. Coś we mnie eksplodowało. Wybuch atomowy rozprzestrzenił się w moim sercu, niszcząc wszelkie bariery. Zrobiłam pierwszy krok w stronę chłopaka, przy okazji poprawiając włosy. Uklękłam przed nim, kładąc dłonie na jego kolanach.
-Harry, ja... - Szeptałam, przygryzając wnętrze policzka. Po prostu nie wiedziałam, jakie słowa potrafiłyby opisać moje samopoczucie. "Słowa nie, ale czyny tak", po raz pierwszy moja głowa pogoniła mnie do pójścia na przód. - Zakochałam się w tobie. - Dodałam nieco głośniej. Widząc iskierki szczęścia w jego oczach, na moją twarz wbił się szeroki uśmiech. Cała promieniałam. Usiadłam na kolanach Harre'go, stykając nasze czoła. - Nawet nie wiesz, jak mocno. - Dodałam, złączając nasze usta. Stado motyli rozleciało się w moim żołądku, zaś serce prosiło o więcej. Chłopak wplótł swoje dłonie w moje włosy, ukazując targające nim uczucia. Pocałunek stał się bardziej namiętny, spontaniczny i głęboki. Nasze języki toczyły walkę o dominację, zaś ja przewróciłam Kędzierzawego do pozycji leżącej. Po chwili jednak musiałam odetchnąć, więc niechętnie odsunęłam się od twarzy bruneta. Wzięłam głęboki oddech, i ułożyłam się obok niego. 
-Nie znałem cię z takiej strony. - Uśmiechnął się, przekręcając głowę w moją stronę. Zachichotałam cicho, bawiąc się jego burzą włosów.
-Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. - Wyszeptałam, składając na jego szyi pojedynczy pocałunek. Wtuliłam się w jego tors, przymykając powieki. W jednej chwili świat się zatrzymał, w najlepszym możliwym dla mnie momencie.


***

Teraz tak szczerze... Czy ktoś czekał na ten moment? :D
Zaczęło wiać nudą, więc wrzucam rozmach.
Co ciekawe... Vicki otworzyła się po rzekomej śmierci rodziców ;))
 I niech nikt nie myśli, że teraz będzie idealnie. 
 Uwielbiam dramaty, więc treść kolejnych rozdziałów pozostaje nie do przewidzenia.
Jeśli już przeczytałaś ten rozdział, to proszę, skomentuj
To dla mnie baaaaardzo, baaaaardzo ważne :)
Ps. Chcecie coś takiego, jak pytania do bohaterów? ;3
Caroline. x

poniedziałek, 27 maja 2013

Ból, przeistaczający się w zaufanie

~ Victoria ~


To coś, jakby zgasło światło. Chciałabym być blisko nich, przytulić, ucałować. Ale to się już nigdy nie stanie. Już nigdy nie usłyszę opiekuńczych słów mamy, donośnego śmiechu taty. Wspomnienia pozostaną na zdjęciach, nagraniach, taśmach oraz w głowie, w której panuje nieskończona pustka. To staje się coraz trudniejsze. Kolejne łzy płyną po mojej twarzy, serce uderza mocniej. Dłonie zaczynają się trząść, albowiem straciłam jeden z ważniejszych powodów do życia. Nie chcę bez nich żyć. Nawet, gdy widzieliśmy się rzadko wiedziałam, że wszystko jest dobrze. A teraz? Teraz nic nie jest, ani nie będzie dobrze. Słyszę jak krople deszczu uderzają o wielkie okno, a później po nim spływają, niczym słone łzy po mojej twarzy. Włączyłam telewizor, chcąc przerwać moje cierpienie w ciszy. Pierwszy lepszy kanał, w tym przypadku Mtv. "Up All Night - One Direction tour", wspomnienia wracają. Jaskrawe przebłyski myśli pojawiają się w mojej głowie, wspominając o wszystkim. I wtedy usłyszałam głos Harre'go, dobiegający z odbiornika.
-Gdybyśmy tylko mogli zatrzymać to życie przez kolejny dzień. Gdybyśmy tylko mogli cofnąć czas. - Ułamek "Moments", tak pięknej, a zarazem przypominającej o bólu piosence. "Dlaczego tylko mnie to wszystko spotyka?", użalałam się w myślach. Byli moim powodem, natchnieniem by żyć. Moim sercem. Ona nosiła mnie dziewięć miesięcy pod własnym, by tylko dać mi życie. Życie, w którym sobie nie poradzę. Życie, w którym w wieku osiemnastu lat pójdę na pogrzeb własnych rodziców. Życie, w którym moje dzieci nigdy nie zobaczą swoich dziadków. To boli już teraz. Wywiera na moim sercu trwałe znamię, niczym wyniszczenie płuc od nadmiaru nikotyny. Niczym wbicie ostrza prosto w brzuch. Niczym ciche dukanie, użalanie się nad sobą. Tylko, czy oni by tego chcieli? Teraz obserwują mnie tam, z góry. Są smutni, ponieważ czują moje uczucia. Są smutni, ponieważ po mojej twarzy spływają łzy. Są smutni, ponieważ jestem słaba. Mogę być silna, dla nich. Nadal mogą być moim powodem do życia. Mogą być moim sercem, głosem i natchnieniem. Pewna część ich na zawsze pozostanie we mnie. A przecież mogę spojrzeć w górę, uśmiechnąć się. Dać im znak, że się nie poddałam. Dać im znak, że kiedyś się ponownie spotkamy. Dać im znak, że nie zapomniałam. Że wciąż pamiętam o tym kopaniu piłki w ogrodzie, rzucaniu psu patyka czy też próbie utopienia złotych rybek. Pamiętam, i nigdy o tym nie zapomnę. Nieznaczny wiatr, spowodowany uchyleniem drzwi rozwiał się po pokoju. Dodający otuchy uśmiech, skierowany w moją stronę. Dwie osoby, którym ufam.
-Trzymasz się? - Spytała Jade, trzymając w dłoniach filiżankę w ciepłą kawą. Pamiętają nawet o takich drobnych szczegółach.
-Muszę być silna, dla nich. - Wyszeptałam. Dostrzegłam zdziwioną minę Kędzierzawego, gdy zauważył siebie w telewizji. Posłałam mu ciepły uśmiech, i usiadłam pomiędzy najbliższymi przyjaciółmi. - Dziękuję. - Przytuliłam ich, nieco zaciskając powieki. "Muszę być silna, dam radę", dopingowałam się w myślach. Każda chwila spędzona w ich obecności, pomaga mi przełamywać kolejne bariery. Kocham ich wszystkich, ale ta dwójka jest obdarzona moim największym zaufaniem. To nie jest tak, że ich wyróżniłam. Moja podświadomość mi podpowiedziała, że są najbardziej zbliżeni do mnie. Charakterem, stylem. Gdy z nimi przebywam, już prawie widzę marzenie o moim śnie, które chcę spełnić od dawna. Przełamać bariery, zaufać ludziom. Każdy mój krok, czy też ruch sprawia, że czuję się pewniej. Muszę próbować. Muszę iść z wysoko podniesioną głową. Dostaje wiele szans, które powinnam wykorzystać. Nie złamię się. Pamiętam o bólu, ale muszę iść przed siebie. Nie mogę odpuszczać. Muszę wierzyć. Wierzyć w siebie i w to, że w końcu mi się uda. Oni są moim mieczem i tarczą. Moją pomocą w wygraniu tej wojny. Moim natchnieniem, moją nadzieją. Przyjaciele, którzy są teraz tak blisko mnie. Ludzie, którzy darzą mnie podobnym uczuciem jak ja ich. Osoby, będące moim domem.
-Chodźmy na dół. - Zebrałam się w sobie, żeby stoczyć kolejną bitwę. Pokazać im, że jednak żyję. Że potrafię się przełamać, podejść, porozmawiać. Że nie jestem obłąkana. Że jestem zwykłą, zagubioną dziewczyną. Pięć par oczu, wpatrzonych we mnie z troską. Usiadłam na środku, zwracając się do wszystkich.
-Dziękuję, że jesteście. Kocham was. - Pięć słów, skierowane do siedmiu osób. Tak wiele znaczą zarówno dla mnie, jak i dla nich. Widzą, jak mi zależy. Widzą, że się ich nie boję. Widzą, że nie jestem przestraszonym chomikiem. Widzą, że jestem dziewczyną która walczy. Dziewczyną, która chce wygrać tą bitwę.
-A może obejrzymy film? - Spytał Louis, wysyłając w moją stronę serdeczny uśmiech. Odpowiedziałam mu tym samym, wygrywając kolejną bitwę.
-Zrobię przekąski. - Oznajmiłam, kierując się do kuchni.
-Ja ci pomogę. - Zadeklarowała Perrie, wymijając zdezorientowanego Harre'go.
Posłała wszystkim przepiękny uśmiech, udając się za mną do kuchni.
-Co robimy? - Uśmiechnęłam się delikatnie w stronę blondynki.
-Jak dla nich, najlepiej zamówić kilkanaście pizz. - Zaśmiała się, przy czym jej zawtórowałam.
-Dobry pomysł. - Przybiłam z nią piątkę, przytulając radośnie. I w tym momencie, zadziwiłam samą siebie. "Chyba wygram tą wojnę", uśmiechnęłam się pod nosem. Oparłam się o blat, czekając aż Perrie zamówi nasze idealnie przygotowane potrawy.
-Ile zamawiamy? Dziesięć? - Przykryła głośnik dłonią, przygryzając dolną wargę.
-Okej. - Stwierdziłam, nalewając sobie wody. Dopiero gdy się rozłączyła doszedł do mnie fakt, co właśnie zrobiłyśmy. - Nigdy tego nie zjemy. - Zachichotałam, otwierając drzwi do salonu.
-Nie znasz Niall'a. - Stwierdziła, kiwając głową. Do salonu weszłyśmy pełne uśmiechu na twarzy oraz towarzyszącego chichotu, powodując pytające miny na twarzach większości przyjaciół. "Im więcej osób poznaję, tym jest lepiej", podsumowałam wszystko w jednym zdaniu. Opadłam na kanapie obok Harre'go, układając głowę na jego ramieniu. Naprawdę, nie wiem co się ze mną dzieje, ale zaczynam zachowywać się normalnie.


***


Ten rozdział podejrzanie mi się podoba.
Coś ciekawego, jest 100% napisany z perspektywy Vicki.
Nie chciałam z tego robić takiego łzawego dramatu,
więc pod koniec pojawia się coś nowego.
Coś nowego?
Panie i panowie, w Victorii coś pękło :3
No i koniecznie skomentujcie
Caroline. x

sobota, 25 maja 2013

Drobna zmiana

~ Victoria ~


Białe, puszyste chmury powolnym tempem przemieszczały się po błękicie nieba. Słońce śmiało rzucało mocne światło oraz ciepło. Lekki wiatr dodawał delikatnego dreszczu na ogrzanej skórze, wypełniając tym samym atmosferę.
-Wody z cytryną? - Przymrużając oczy dostrzegłam Harre'go, zmierzającego w moją stronę z dwoma szklankami. Mogłam się spytać "Skąd wiesz, że uwielbiam tak prosty, jednocześnie dobry napój?", ale ostatnimi czasy często mnie zadziwiał. Odebrałam od bruneta szklankę z napojem, upijając z niej drobny łyk.
-Dziękuję. - Uśmiechnęłam się nieśmiało w jego stronę, pozwalając wiatrowi rozwiewać moje włosy. Spojrzałam na zegarek, znajdujący się na nadgarstku chłopaka. "Południe", pomyślałam, przymykając oczy. "A jeszcze kilka godzin temu byłam w szpitalu", uniosłam kąciki moich ust ku górze.
-Victoria... - Przeciągnął, zaś ja spojrzałam na niego zaciekawiona. - Za godzinę przyjdzie Perrie, dziewczyna Zayn'a i Jade, jej przyjaciółka z zespołu... - Akcentował każde słowo, wywołując przy tym u mnie cichy śmiech.
-Będzie miło. - Otworzyłam oczy, zatapiając się w szmaragdzie jego oczu. Czy ktoś zna to uczucie? Czułam, jakbym pływała w bezkresnym morzu miłości, nadziei oraz szczęścia. Wariactwo, nieprawdaż? Przecież znam go tylko kilka dni. Naszą znajomość można wyliczyć w godzinach a ja... a ja zadurzyłam się w jego oczach. Perfekcyjnych zielonych oczach, w których bez problemu odnajduję iskierki szczęścia. "Perrie i Jade", powtarzałam w myślach. Ich imiona brzmią miło, więc chętnie je poznam.
-Szukałem was! - Moim oczom ukazał się roześmiany blondyn, z gitarą w dłoni. Usiadł obok nas, odkładając instrument na bok. - Dziewczyny będą za kwadrans. - Uśmiechnął się, spoglądając na mnie.
-Mogę? - Spojrzałam na gitarę, którą Niall umiejętnie mi podał.
-Grasz? - Spytał z powagą w głosie, obserwując jak moje palce badają struny.
-Trochę. - Przygryzłam dolną wargę, zaczynając grać. Wcześniej, jeszcze w domu nauczyłam się grać ich jednej piosenki. "Little Things", uśmiechnęłam się pod nosem. Nie patrzyłam na to, co dzieje się wokół. Przymknęłam oczy, pozwalając dłoniom rytmicznie poruszać się po gitarze, a mocnym powiewom wiatru rozwiewać moje loki. Czułam się fantastycznie. Muzyka zawsze była moją ucieczką od rzeczywistości. Potrafiłam zagrać przy każdym. Dźwięki instrumentów były mową, przez którą inni mogli mnie poznać. W głowie krążyły mi słowa piosenki, którym po dłuższej chwili pozwoliłam wyjść na zewnątrz. Podśpiewując melodię, zagrałam ostatnie dźwięki na gitarze. Odstawiłam gitarę na bok, otwierając oczy. Gdy tylko to zrobiłam, ujrzałam siedem par oczu, wpatrzonych we mnie.
-To było niesamowite. - Wymamrotała dziewczyna zafarbowana na różowo, trzymająca Zayn'a za dłoń. - Jestem Perrie, a to jest Jade. - Pokazała na ciemnowłosą, z zafarbowanymi końcówkami włosów. Efekt był piorunujący. Momentalnie spodobał mi się ich styl.
-Victoria... albo Vicki. - Uśmiechnęłam się nieśmiało, okazyjnie się rumieniąc. "Nienawidzę tego", myślałam. No bo kto normalny lubi, gdy jego twarz przybiera taką barwę? Nie bałam się wyrażać siebie przez muzykę. Kochałam to, ale gdy siedem osób z takiej branży zamurowało... to czuję się dziwnie. To takie uczucie, gdy się nie uczysz i dostajesz najlepszą ocenę w klasie. Duma, ale również zdziwienie, prawda?
-Masz przepiękny głos. - Oznajmiła Jade, uśmiechając się. Po chwili jednak spuściła głowę, uważnie się nad czymś zastanawiając.
-Dziękuję, ale ja nie śpiewam. - Wymamrotałam, chcąc uniknąć dyskusji. Znam ich niedługo, ale wiem do czego są zdolni. Nie dałabym rady pojechać do żadnego studia. Nie dałabym rady żyć tak jak oni. Wieczne uśmiechy, które panują na ich twarzach potrafią przytłoczyć. Jakby byli naćpani. Cały czas szczęśliwi, pozytywni ludzie... A przecież każdy ma gorsze dni.
-Głodni? - Spytałam. Moja twarz przybrała delikatny, aczkolwiek szczery uśmiech gdy większość pokiwała głową. Wstałam, i jak najszybciej oddaliłam się do kuchni.

~ Harry ~

Obserwowałem uważnie, jak sylwetka Vicki znika za szklanymi drzwiami. Odetchnąłem cicho, spoglądając na resztę.
-Co? - Zdziwiłem się, ponieważ padłem obiektem zwrócenia uwagi przyjaciół.
-Lubisz ją, Harreh. - Uśmiechnęła się Jade, klepiąc mnie po ramieniu. Wszyscy zrobili pozytywne miny, wskazując na rację dziewczyny. "Ile jeszcze osób mi to powie?", dziwiłem się w myślach.
-Możemy porozmawiać? - Zwróciłem się w stronę ciemnowłosej, wstając z ławki.
-Oczywiście. - Wyszeptała, po chwili dorównując mi kroku. Szliśmy przez długi czas w ciszy, aż doszliśmy do mojego pokoju. Wyszedłem na balkon, głęboko oddychając.
-To jest prawda. - Mruknąłem, przykuwając zainteresowanie dziewczyny. Poprawiłem włosy, i odkaszlnąłem delikatnie. Zacisnąłem powieki, i mocniej ścisnąłem dłonie na barierce. - Chyba się zakochałem. - Powiedziałem najciszej jak mogłem, jednakże słyszalnie dla przyjaciółki. Była dla mnie jedną z najbliższych koleżanek. Jade, Eleanor i Cher były obdarzone moim 100% zaufaniem. Pomijam chłopaków, bo to jest oczywiste. Pewnie teraz padnie pytanie, jaka Cher? Lloyd poznałem już dawno. Media podejrzewały, że jesteśmy parą. Tak naprawdę, to był stek bzdur. Jak większość rzeczy, które wpajają nieświadomym osobom.
-Harreh, to widać. - Zaśmiała się cicho, ponownie nazywając mnie w jej ulubiony sposób. Przytuliła mnie delikatnie, zaś do ucha wyszeptała dwa, motywujące słowa. - Dasz radę. - Po których powolnym krokiem się odsunęła.
-Jesteś cudowna. - Mruknąłem, nie dowierzając w jej moc przekonywania. Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie, zaś po jej twarzy spłynęła pojedyncza kropelka wody. - Płaczesz? - Spytałem, ocierając jej twarz.
-To deszcz. - Popatrzyła na mnie, unosząc kąciki ust. - Chodźmy na dół. - Dodała, poprawiając swoje włosy. Poszedłem w jej ślady, układając grzywkę. Zeszliśmy po schodach z uśmiechami, dopóki nie usłyszeliśmy dźwięku tłuczonego szkła. Momentalnie pobiegłem do pomieszczenia, z którego dobiegł hałas. W kuchni zastałem wszystkich. Moją uwagę przykuła Victoria. Jej dłoń była cała w krwi, a po twarzy spływała fala łez.
-Moi rodzice oni... - Trzęsła się niemiłosiernie. Każdy był w szoku. Każdy otaczał ją z każdej strony. Perrie przemywała jej dłoń, a Zayn trzymał bandaż. - Oni nie żyją. - Dokończyła, zalewając się kolejną falą łez. Przytuliłem ją najmocniej w świecie. W moje ślady poszła Jade, ocierając łzy Vicki. Po chwili wszyscy trwaliśmy w mocnym uścisku, próbując jakoś ją pocieszyć. Teraz najważniejsze, nie dać zostać jej samej.


***


♥ Dzień Dobry
Ogółem to napisałam rozdział, który był lepszy od tego, ale się skasował :c
Ale jest primo, że ten mi się podoba.
  Nic się w nim nie działo, więc na koniec od tak wrzuciłam
prawdopodobną śmierć rodziców Vicki.
Powiedzcie mi teraz szczerze:
Co sądzicie o tym rozdziale? :3 
Dodani kolejni bohaterowie ♥ 
Caroline. x

niedziela, 19 maja 2013

Idealna pod każdą postacią

~ Victoria ~


Leżałam zwinięta w kłębek, popadając w stan melancholii. Po mojej twarzy przepływał strumyk drobnych łez, doszczętnie niszcząc mój makijaż. Spojrzałam na zegarek, wskazujący godzinę drugą w nocy. "Jak mogłam być tak słaba?", pytałam się w myślach. Nie wierzę, że tak po prostu zasnęłam w jego ramionach. Nie wierzę, że pokazałam się z tej strony. Otarłam łzy, i poszłam do łazienki.
-O cholera. - Przeklęłam pod nosem, widząc swoje odbicie. Zmyłam resztki makijażu, i nałożyłam nowy. Dlaczego o drugiej w nocy się maluje? Myślę, że już nie zasnę. "Głupie tłumaczenie", dobijał mnie mój głos. Wypuściłam powietrze ustami, i wyszłam z pokoju. Przemierzałam spokojnie kolejne pomieszczenia domu, zwiedzając nowe miejsce zamieszkania. Wszystko jest tak nowoczesne, przemyślanie urządzone. Usiadłam na stołku barowym w kuchni, wcześniej nalewając sobie wody. Upijałam kolejno niewielkie ilości napoju, zastanawiając się nad tym wszystkim. A co, jeśli mi się uda? Jeśli przełamię tą barierę, odgradzającą mnie od innych? Nerwowo odgarnęłam kosmyk loków, opadający mi na twarz. Odkąd wstałam, nieprzyjemne ciepło przeszywało moje ciało. Czułam, że gorąc się nasila. Podeszłam do lodówki i nacisnęłam na przycisk, do wypuszczania lodu. Trzymając idealnie perłową szklankę obserwowałam, jak do wody wpadają kolejne kostki lodu. Przyłożyłam sobie szkło do czoła, chcąc sobie pomóc. "Nic nie pomaga", myślałam. Przed oczami widziałam niewyraźne zaćmy. Zaczęłam się chwiać na nogach. W efekcie wypuściłam szklankę, robiąc przy tym niemiłosierny hałas. Osunęłam się na podłogę, pokładając się na chłodnych panelach. Usłyszałam niewyraźne, stłumione krzyki. Szybkie zapalanie świateł, i pięć twarzy. Pięć ust powtarzających, że wszystko będzie dobrze.


~ Harry ~

Nerwowo przechadzałem się po oddziale, obserwując każde otwierające się drzwi. Klimat szpitala naprawdę potrafił wywołać nieprzyjemne odczucia. W pewnym momencie zauważyłem zdenerwowaną Lou, zmierzającą w moją stronę.
-Co się stało? - Spytała, bezradnie pokazując na chłopaków.
-Nie mam pojęcia. Usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła, i zbiegłem na dół. - Wyszeptałem, układając usta w cienką linię. Wypuściłem głośno powietrze z ust, przymykając oczy.
-Pani Teasdale? - Spytała kobieta w średnim wieku, ubrana w śnieżnobiały fartuch. 
-Tak. - Odparła krótko, ruszając za panią doktór. Podszedłem do chłopaków, opierając głowę o ścianę. Nikt się nie odzywał. Panowała niezręczna cisza, skłaniająca do refleksji. Przed oczami miałem twarz Vicki. Uśmiechniętą, smutną, przerażoną, ... i nieprzytomną. Ta ostatnia zdecydowanie była najgorsza. Zaufała mi. Rozmawiała ze mną. Wypuszczała niektóre ze swoich emocji na światło dzienne, ukazując prawdziwą siebie. Taką ją pamiętam. Wiecznie idealną. Nieśmiałą, aczkolwiek ciekawą świata. Czerwień jej ust, kryjąca perłowe zęby. Długie rzęsy, rzucające cień na policzki. Tlenione blond włosy, dodające uroku. "Idealna", myślałem. Gdyby ktokolwiek wszedł do mojego mózgu pomyślałby, że jestem zakochany. Czy jestem? Nie. Chyba nie. Przyciąga mnie, ale boję się. Martwię się o nią. Nie chcę widzieć tych ciemnych, błyszczących oczu przykrytych falą łez. To coś, jakby wbicie sztyletu prosto w serce. "Moja mała dziewczynka", uśmiechałem się pod nosem. "Jest młodsza tylko o rok, Styles", ganił mnie mój drażniący głos.
-Możecie do niej wejść. - Doszły do mnie słowa niskiej, ciemnowłosej pielęgniarki wychodzącej z sali. Spojrzała na mnie błękitnymi oczami, dodając otuchy. - Stan jest stabilny. - Uśmiechnęła się, uważnie mnie obserwując.
-To było dziwne. - Wymruczałem pod nosem, otwierając białe drzwi. Obrzuciłem wzrokiem całe pomieszczenie, zatrzymując się na leżącej dziewczynie. Podszedłem do niej nieśmiało, spojrzeniem zahaczając o jej piękne usta. "Wiecznie czerwone", usiadłem na krześle obok niej. Chwyciłem ją za dłoń, opuszkiem palca przejeżdżając po fioletowych paznokciach.
-Czujesz coś do niej? - Spytał niespodziewanie Zayn. Dopiero zauważyłem, że nie jestem tu sam.
-Martwię się o nią. - Odpowiedziałem momentalnie, nie odrywając wzroku od śpiącej blondynki.
-Nie oszukasz mnie, Harry. - Dodał mulat, siadając obok mnie. - Nigdy się tak nikim nie przejmowałeś. Nigdy. - Dopowiedział, akcentując ostatnie słowo. "Coś w tym jest", uśmiechnąłem się pod nosem.
-Widzisz? - Wyszeptał, uśmiechając się triumfalnie.
-Jesteś dupkiem. - Zganiłem go, wymuszając na swojej twarzy szeroki uśmiech. Ten tylko uderzył mnie w ramię, zatrzymując spojrzenie na Victorii.
-Jaka ona jest? - Spytał Niall, uprzedzając wszystkich. Przejechałem dłonią po jej idealnych lokach. Czułem się jak kilkuletnie dziecko, które dostało lizaka. Cieszyłem się, że mogłem jej dotknąć. Poznać, jak aksamitna jest jej skóra. Jak gęste są jej włosy. Jak niewinny jest jej mały nos.
-Wymieniliśmy pomiędzy sobą sześć słów. - Zaśmiałem się, widząc przytaknięcie ze strony przyjaciół.
-Jeszcze ją otworzymy. - Puścił mi oczko Louis, po chwili przerzucając spojrzenie na Lou, stojącą w drzwiach.
-Trzeba pilnować, żeby jadła. - Usiadła obok nas. Chłopaki przytaknęli w moją stronę, mówiąc "nic jej nie powiemy". Uśmiechnąłem się ponownie, spoglądając na Lou.
-Zajmę się tym. - Ukazałem swoje dołeczki, patrząc na własne palce.
-A teraz do domu, Lou! - Wygonił ją Louis tłumacząc, że ma małe dziecko. - Harry się nią zajmie. - Zaśmiał się, gdy jasnowłosa wychodziła z sali. Zignorowałem go, ponownie chwytając dłoń Victorii. Zauważyłem, że kącik jej ust znajduje się wyżej niż wcześniej.
-Victoria? - Spytałem zmieszany.

~ Victoria ~


Leżałam otulona kołdrą, bezkarnie podsłuchując rozmowę chłopaków i Lou. Obudziłam się, gdy tylko weszła Lou. "Ona nigdy nie jest cicho", uśmiechnęłam się delikatnie.
-Victoria? - Usłyszałam głos Harre'go. "Ten uśmiech mnie zdradził", zaśmiałam się delikatnie. Otworzyłam oczy, przejeżdżając językiem po dolnej wardze. Momentalnie wyczułam, że wciąż mam makijaż. "Dzięki ci Boże!", odetchnęłam z ulgą.
-Nie przytulicie mnie? - Wyszeptałam, przełamując delikatnie moją barierę. Chłopcy spojrzeli się na mnie dziwnie, a po chwili zostałam przez nich przygnieciona. Gdy tylko ze mnie zeszli poczułam, że moja dłoń spleciona jest z dłonią Harre'go. Nie odrzuciłam jej. Czułam, że wywiera na mnie pozytywne emocje. "Chyba coś mi się stało", dziwiłam się w myślach. Spojrzałam na jego twarz. Roześmianą, przepełnioną ulgą twarz. W jego szmaragdowych oczach widziałam iskierki szczęścia. Dołeczki dodawały uroku podniesionym kącikom ust, wprawiając mnie przy tym w zaciekawienie.
Spojrzał rozbawiony na chłopaka w białej koszulce, po chwili odnajdując spojrzeniem moje oczy.
-Śliczne tatuaże. - Wyszeptałam, zauważając dwa ptaki, wytatuowane pod obojczykami bruneta.
-Dzięki. - Uśmiechnął się, poprawiając fryzurę. Umiejętnie wypuścił moją dłoń, zaś ja nieco się podniosłam.
-Kiedy wychodzę? - Spytałam, wbijając wzrok w śnieżnobiałe drzwi.
-Jest piąta nad ranem. - Zaśmiał się brunet siedzący obok Harre'go. "Przedstawiliby się", ubolewałam nad nieznajomością ich imion. - Ale chyba dzisiaj. - Puścił mi oczko, śmiejąc się donośnie.
-To jest Louis. - Odezwał się mulat, stojący pod oknem. - Ja jestem Zayn. To jest Niall, i Liam. - Przedstawił wszystkich kolejno, niemrawo się uśmiechając. "Coś mu jest?", pytałam się w myślach.
-Victoria. - Uśmiechnęłam się nieśmiało, ponownie wypuszczając barwę mojego głosu na światło dzienne. - Zaśpiewacie mi coś? - Wbiłam spojrzenie w moje paznokcie, czując pięć par oczu zainteresowanych moją wypowiedzią.
-Live while we're young! - Krzyknął blondyn, a po chwili usłyszałam pierwsze słowa piosenki. "Zabawne, jak potrafią poprawić mi humor", obserwowałam ich uważnie. "Chyba coś zmienią w moim życiu", wpatrywałam się w grupę wariatów, biegających po sali. "Jestem tego pewna", uśmiechnęłam się do siebie.





***


Przepraszam za moją cholernie długą nieobecność.
 Tłumaczenia, że to wina szkoły nie działają nawet na mnie.
Po prostu nauczyłam się, żeby nie odkładać wszystkiego
na ostatnią chwilę. Jeszcze raz przepraszam ;c
Caroline. x

poniedziałek, 6 maja 2013

Niezwykła, przyciągająca i onieśmielająca

~ Victoria ~



Intensywny zapach kawy unosił się w całym pomieszczeniu. Siedziałam na blacie kuchennym, przyglądając się brunetowi. Biło od niego tak niesamowite ciepło, że nie mogłam oderwać wzroku. W pewnej chwili odwrócił się w moją stronę, podając mi śnieżnobiały kubek z kawą.
-Proszę. - Uśmiechnął się delikatnie, gdy odebrałam od niego napój. - Słyszałem, że twoja ulubiona. - Dodał po chwili, zalewając wrzącą wodą beżowy kubek z torebką herbaty. "Skąd wiedział, że akurat Cappuccino?", pytałam się w myślach. Spróbowałam ciepłego dostatku kofeiny, która rozpłynęła mi się w ustach. Dosłownie. Tak dobrej kawy już dawno nie piłam.
-Harry? - Szepnęłam, wystarczająco głośno aby zielonooki to usłyszał. Odwrócił się momentalnie, a delikatny uśmiech przemienił się w szeroką radość, do której dołączyły urocze dołeczki. - Dziękuję.- Oblałam się rumieńcem, schodząc z blatu. "Co teraz?", przygryzałam dolną wargę, ukazując zdenerwowanie. Te dwa słowa skierowane w jego stronę kosztowały mnie sporo wysiłku. Dziwne, nieprawdaż? Ale taka już byłam. Zauważyłam uchylone drzwi, prowadzące do ogrodu. Podeszłam do nich, i delikatnie je otworzyłam. Całe moje ciało momentalnie drgnęło na chłód, dobiegający z zewnątrz. "Londyńska pogoda", pokręciłam głową. Ignorując temperaturę, wyszłam na kamienną dróżkę. Stawiałam krok za krokiem, w dłoniach trzymając ciepły napój. Podeszłam do basenu, siadając przed nim po turecku. Wpatrywałam się spokojnie w zachód słońca. 
-Mogę? - Spytał Harry, stojąc nade mną. Skinęłam głową, widząc jak chłopak powoli siada po mojej prawej. Po chwili siedział w identycznej pozycji jak ja, w obu dłoniach trzymając ciepły kubek. Lekko ignorując jego obecność, wpatrywałam się w zachodzące słońce. Co chwilę upijałam drobne łyczki kawy, rozgrzewając delikatnie ciało. "Pomyśleć, że jest pierwsza połowa lipca", przymrużyłam oczy, pozwalając powiewom wiatru układać moje loki. Wyczułam na sobie spojrzenie bruneta, więc nieśmiało spojrzałam w jego stronę.
-Jeszcze nigdy nie spotkałem tak niezwykłej osoby. - Wyszeptał, spoglądając prosto w moje tęczówki. Spojrzałam na niego pytająco. - Jesteś tak spokojna, a zarazem przyciągająca do siebie. Onieśmielasz swoim wyglądem, nie zdając sobie z tego sprawy. - Dodał, spoglądając na swoje białe trampki. Zastanowiłam się nad jego słowami. "Niezwykła, przyciągająca i onieśmielająca?", pytałam się w myślach. Nie dopuszczałam tego do siebie. Czułam, że opisywał zupełnie inną osobę. Do moich sukcesów zaliczyłam te trzy słowa, które wyszły z moich ust od dzisiejszego przyjazdu do Londynu. Jakim sposobem mógł mnie opisać w takich słowach? Chociaż... jego wygląd też daje sporo okazji do refleksji. Nie powiedziałabym, że potrafi po prostu posiedzieć, oglądając widoki. Myślałam, że jest takim "złym chłopcem". Dlaczego? Te tatuaże, i w pewnym sensie jego sposób mówienia wywierał u mnie takie wrażenie. Jedyną mylącą rzeczą były te błyszczące zielone oczy, i urocze dołeczki w policzkach. Myliłam się. Być może oni też mnie inaczej postrzegają? Po moim wyglądzie nie da się powiedzieć, że jestem tak nieśmiała. Tleniona blondynka, z akcentem czerwonych ust nie sprawia takiego wrażenia. Mój styl ubierania też nie pomaga odkryć mojego prawdziwego "ja". Spojrzałam ponownie na bruneta. Ostatnie przebłyski słońca idealnie oświetlały jego zamyśloną twarz.
-O czym myślisz? - Spytałam delikatnie, dodając kolejne trzy słowa do mojego dzisiejszego rekordu rozmów z chłopakiem. Pomachał przecząco głową, uśmiechając się pod nosem.
-Zobacz. - Szepnął, oblizując usta. - Powiedziałaś dzisiaj do mnie... - zamyślił się. - Ogółem, z twoich ust wypłynęło sześć słów. A ja cały czas próbuję cię zrozumieć, zadając wiele pytań. - Dodał, spuszczając głowę. "Dołuję go?", obwiniałam się w myślach. Spojrzałam na niego. Był smutny. Był cholernie przybity. To wszystko przez moją głupotę. To wszystko, przez mój brak ufności. Chciałabym go teraz przytulić, ucałować w te bujne loki. Ale nie mogę. Większość mojego ciała się buntuje, nie pozwalając ponownie zaufać. Nie po tym, co kiedyś się stało...


Wychodziłam z urodzin Charlotte, przepełniona radością i szczęściem.
-Na pewno dasz radę dojechać sama? - Pytała się nieźle wstawiona przyjaciółka, spoglądając mi trzeźwo w oczy.
-Tak, spokojnie. - Uśmiechnęłam się, przytulając ją na pożegnanie. - Miłej imprezy. - Dodałam, wychodząc z klubu. Przechadzałam się samotnie ciemnymi ulicami miasta. Znałam każdy zakątek tego miasteczka idealnie. Nie sądziłam, że cokolwiek mogłoby się wtedy stać. Odpisałam jej na sms'a, że jestem już w domu. W rzeczywistości, miałam jeszcze jedną uliczkę do przejścia. Jedna chwila mojej nieuwagi, i ktoś chwycił mnie za ramiona. 
-Co się...?! - Nie dokończyłam, ponieważ jeden z zamaskowanych mężczyzn zakrył mi usta dłonią. Do moich oczu napłynęły łzy. Zaczęłam się wyrywać. Chciałam uciec. Jak chyba każda osoba w takiej sytuacji. Ale oni mieli więcej siły. Zaciągnęli mnie w głąb lasu, rzucając na ziemię.
-Co z nią zrobimy? - Spytał jeden, trzymając mnie za ramię. W jego głosie wyczułam kpinę. 
-Dziewczyna jest zgrabna. - Dodał drugi, unosząc mój podbródek w górę. Nie wytrzymałam. Z obrzydzeniem ugryzłam jednego z nich w dłoń, wyswabadzając się przy tym z trwałego uścisku. 
-Cholera! - Krzyknął, patrząc na mnie ze złością. Szybkim ruchem wstałam, wymierzając im najmocniejszego w świecie kopniaka w czułe miejsce. Gdy zaczęli krzywić się z bólu, zaczęłam biec w stronę domu. Biegłam jak najszybciej, zalewając się morzem łez. Na szczęście, wtedy w domu byli rodzice. Inaczej, czułabym się niebezpiecznie. Zapewne spali, ale tam byli. Gdy tylko dobiegłam do domu, zamknęłam wszystkie możliwe wejścia podwójnie. Wcześniej upewniłam się, że nikt za mną nie szedł. Tamten wieczór zapamiętam do końca mojego życia...


~ Harry ~


Siedziałem, zastanawiając się nad tą nieśmiałością Vicki. "Dlaczego jest taka zamknięta w sobie?", zadawałem sobie mnóstwo pytań tego typu. W pewnej chwili usłyszałem ciche popłakiwanie. Wiatr zawiał mocniej, odgarniając blond loki dziewczyny. Na jej twarzy zauważyłem delikatnie rozmazany tusz do rzęs. 
-Co się stało? - Wyszeptałem, patrząc w jej ciemne oczy. - Proszę, powiedz cokolwiek. - Dodałem błagalnie, odgarniając jej włosy. Victoria spojrzała na mnie przerażona, uważnie się nad czymś zastanawiając. Po momencie jednak nieśmiało i delikatnie wtuliła się w mój tors, wylewając morze łez. Przytuliłem ją lekko, rozgrzewając jej chłodne ciało. Jej zapach powodował, że moje zmysły szalały. Wiatr zaczął wiać coraz mocniej, a jej oddech stawał się coraz bardziej równomierny. Spojrzałem na nią dokładniej. "Zasnęła?", dziwiłem się w myślach. Delikatnie wstałem, biorąc ją w ramiona. Wcześniej splotła dłonie wokół mojej szyi, co ułatwiło mi sytuację. Gdy weszliśmy do domu, wyczułem pytające spojrzenia chłopaków.
-Później wam to wytłumaczę. - Uciąłem, wchodząc po schodach. Zayn momentalnie zerwał się z kanapy, pomagając mi wnieść dziewczynę bez najmniejszego uszczerbku na zdrowiu. Spała jak zabita, co szczerze mówiąc ułatwiło nam zadanie. Ułożyliśmy ją na łóżku, przymykając drzwi balkonowe. Przykryłem ją białym kocem, i wyszedłem z Malikiem z pokoju. W ciszy zamknęliśmy drzwi, zaś ja wypuściłem głośno powietrze. "Co właściwie się stało?", przed oczami miałem zapłakaną twarz Vicki. W jej oczach widziałem prośbę o pomoc. "Jak wiele o niej nie wiemy?", zamyśliłem się, opadając na kanapę w salonie.




***



Mam nadzieję, że ten blog nie miesza Wam w głowie :)
Powiem tylko, że do Victorii po części będą wracały
wydarzenia z przeszłości, utrudniając jej zaufanie innym.
Ale żeby nie było aż tak tragicznie, w minimalnym stopniu
zaczęła przekonywać się do Harre'go.
Ps. Jeśli ktoś czytał mojego poprzedniego bloga, to długości 
rozdziałów się różnią, prawda? :)
Caroline. x

sobota, 4 maja 2013

Przerażenie, panika i drobny uśmiech

~ Victoria ~


Z Londyńskich chmur skapywały drobne krople deszczu. Wiatr lekko rozwiał moje loki, muskając przy tym całą twarz. Trzymałam się za Lou, nieznacznie unosząc kąciki ust. Stanęliśmy przy dużym, czarnym wanie. Jeden z chłopców otworzył mi drzwi, radośnie zapraszając do środka. Podziękowałam mu drobnym uśmiechem, i wybrałam miejsce obok okna. Obserwowałam, jak pojedyncze krople deszczu spływają po szybie. Po chwili usłyszałam, że drzwi się zamknęły. Odskoczyłam delikatnie, patrząc na wszystkich z przerażeniem. "To tylko chłopcy i ciocia, uspokój się", przemawiała do mnie moja podświadomość. Jednak wpatrzone we mnie sześć par oczu w niczym nie pomagało. Ruszyliśmy, a ja wróciłam do obserwowania wszystkiego przez szybę. Poczułam interesujący zapach perfum, dobiegający od chłopaka siedzącego obok. Bałam się sprawdzić który to. Dlaczego? Chciałam uniknąć tych radosnych, zamartwiających się spojrzeń. W samochodzie rozległa się umiarkowanie cicha rozmowa, dzięki czemu mogłam odetchnąć z ulgą. Zrelaksowana ułożyłam się wygodnie, przymykając oczy.
-Vicki... - Usłyszałam głos, przeciągający moje imię. Uchyliłam oczy i ujrzałam szmaragdowe tęczówki, wpatrzone w moje. Momentalnie się podniosłam, zderzając się przy tym czołem z chłopakiem.
-Przepraszam. - Szepnęłam, dłonią badając czoło bruneta. Zdziwiło mnie moje zachowanie. Zdziwiło mnie, że go dotknęłam. Po chwili delikatnie cofnęłam dłoń, pokrywając się rumieńcem.
-Jesteś urocza. - Uśmiechnął się, wychodząc z wana. - Idziesz? - Spytał, stojąc w nieznacznym deszczu. Wyczułam na sobie jego wzrok. Nieśmiało wyszłam z pojazdu, stając obok zielonookiego. Wszyscy patrzyli się na mnie pytająco, a ja miałam ochotę uciec. "Tylko on zna barwę mojego głosu", spojrzałam na poszkodowanego moim dziwnym zachowaniem.
-Dobrze... - Przeciągnął mulat, o czekoladowych tęczówkach. - Może pokażemy ci twój pokój? - Chwycił za jedną z moich walizek, oddalając się w stronę ogromnego, nowoczesnego domu. "To nie był dobry pomysł", przygryzłam dolną wargę. Wzrokiem próbowałam odszukać Lou. Na próżno...
-Coś jej wypadło. - Szepnął zielonooki. "Czy ty mi czytasz w myślach?", spojrzałam na niego pytająco. - Jestem Harry. - Uśmiechnął się, ruszając w stronę domu. Ciekawe, że oni wszyscy wiedzą o mnie całkiem sporo, a ja znam imię jednego z nich. Brunet poprawił swoją grzywkę, zaś ja trzymałam się za nim jak cień. Nie zaufałam mu, ale najbardziej go znałam. Ufam nielicznym. Nie potrafię kogoś tym obdarzyć, bo wydaje się miły. Ludzie są jak zwierzęta, a nawet gorsi. Zdobywają twoje uznanie, żeby później uderzyć z zaskoczenia. Spostrzegłam, że z moich włosów skapuje niewielka ilość kropelek deszczu. "Wspaniale", pomyślałam.
-Zapraszam. - Harry otworzył mi drzwi wejściowe, gestem zapraszając do środka. Skinęłam delikatnie głową, wchodząc do ogromnego domu. Wszystko tu jest utrzymane w... nowoczesności. Jest miło, ale wszystko jest gruntownie przemyślane. Brunet ruszył dalej, po kręconych schodach. Szłam metr za nim, obserwując wszystko uważnie.
-To twój pokój. - Uśmiechnął się szeroko, otwierając drzwi. - Jak byś czegoś potrzebowała, wystarczy krzyczeć... - Zamyślił się. Chyba sobie przypomniał, że należę do cichych osób. - Albo zejść na dół. Tak, wszyscy jesteśmy na dole. - Wycofał się delikatnie, dziwacznie kręcąc głową. Obserwowałam jego sylwetkę, dopóki nie straciłam go z oczu. Nieśmiało weszłam do jasnego pokoju, utrzymanego w odcieniach bieli i pudrowego różu. Odetchnęłam cicho, widząc wyjście na balkon. Zanim wyszłam na zewnątrz, obleciałam pokój gruntowym spojrzeniem. "Własna łazienka, garderoba i wielkie łóżko", dziwiłam się, otwierając drzwi balkonowe. Oparłam się delikatnie na barierce, wdychając podeszczowe powietrze. Przymknęłam oczy, zastanawiając się nad tym wszystkim. "Może nie będzie aż tak źle?", pytałam się w myślach. Weszłam ponownie do pomieszczenia, pozostawiając otwarte wyjście na powietrze. Podeszłam do moich walizek, ustawionych przed garderobą. Uklękłam przed nimi, rozpinając każdą po kolei. "Pora to rozpakować", uśmiechnęłam się delikatnie.



~ Harry ~


Usiadłem na ogromnej kanapie w salonie, wypuszczając głośno powietrze z ust. Wyczułem na sobie pytające spojrzenia chłopaków, chcących wiedzieć o niej jak najwięcej.
-Jest cholernie nieśmiała. - Oblizałem usta, włączając telewizor i konsolę do gier. - Zachowujmy się normalnie, co? - Podniosłem pada ze stolika.
-On ma rację. - Stwierdził Zayn, popijając sok. - Szybciej się zaadaptuje, niż jak będziemy się na nią w ciszy patrzeć. - Dodał, przełykając ślinę. Po kilku minutach wszyscy zaczęli zachowywać się normalnie, a ja wygrywałem mecz z Niall'em.
-To nie fair! - Krzyczał na cały dom, robiąc minę obrażonego dziecka. Wszyscy śmiali się w niebo-głosy do momentu, w którym Victoria nieśmiało zeszła ze schodów. Cała grupa momentalnie się uciszyła, wlepiając spojrzenie w drobną blondynkę. 
-Zajebiste normalnie. - Dźgałem ich wszystkich w brzuch, chcąc przywołać normalne zachowanie. Dziewczyna tylko pokryła się delikatnym rumieńcem, spoglądając w sufit. "Z kim ja mieszkam?", przeklinałem ich w myślach. Szybko wstałem, domyślając się w jakim celu Vicki zeszła na dół. Gestem pokazałem jej drzwi do kuchni. Gdy zauważyłem, że ruszyła w ich stronę, uśmiechnąłem się delikatnie. Po chwili zniknęła w drugim pomieszczeniu, a ja w stronę chłopaków puknąłem się w czoło. Przewróciłem oczami, i wszedłem do kuchni. "Z pewnością się oswoi", denerwowałem się w myślach.



***


Mamy drugi rozdział :)
Mam nadzieję, że nie jest nudny...
 Pojawiła się też perspektywa Harre'go.
Myślę, że rozdział jest okej.
Ale oczywiście, czekam na wasze opinie :)
Caroline. x

środa, 1 maja 2013

Nowy Początek

~ Victoria ~


Słońce powolnym tempem zaczęło wznosić się nad horyzont. Siedziałam na ławce przed domem, owinięta w burgundowy kocyk. W obu dłoniach trzymałam gorącą czekoladę, delektując się jej wyśmienitym smakiem, oraz intensywnym zapachem. Prawdziwy raj dla zmysłów. Niektórzy mogliby powiedzieć, że to dziwne. Jaka normalna osoba wstaje wraz ze wschodem słońca? Nie zawsze tak spędzałam poranki, ale w takich porankach jest coś magicznego. Można widzieć, jak świat budzi się do życia. Odłożyłam kubek z ciepłym napojem na mały stoliczek, ustawiony z boku. Podeszłam do drewnianej barierki, opierając się na niej delikatnie. "A więc to dziś", pomyślałam, ilustrując w głowie moje dotychczasowe życie. Spędziłam w tym lesie praktycznie całe osiemnaście lat. Dlaczego w lesie? Otóż, mieszkam.. albo raczej mieszkałam z rodzicami, na oddalonej o setki kilometrów na północ od Londynu polanie. Tak wiele wspomnień i przeżyć, które muszę zostawić. Zostałam sama. Rodzice wyjechali do Los Angeles, w pogoni za karierą. Jednakże, ja nie chciałam jechać. Chciałam zostać w kraju. Odetchnęłam głośno. Weszłam do środka, zasuwając za sobą drewniane drzwi. Wszystkie walizki już są gotowe. Sama również jestem gotowa. Fizycznie, lecz nie psychicznie. W całym domu rozbrzmiał się dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Za dwie minutki zejdę. - Oznajmiłam, po chwili chowając smartfona do kieszeni bluzy. Stanęłam przed lustrem, i poprawiłam swoje jasne loki. Chwyciłam za walizki, i ostatni raz obrzuciłam dom spojrzeniem. Wychodząc na zewnątrz, zamknęłam drzwi na klucz. "Może jeszcze kiedyś tu wrócę?", przewinęło mi się przez myśl. Podeszłam do mojej przyjaciółki, opierającej się o bok czarnego samochodu.
-Jak się czujesz? - Spytała troskliwie, pomagając mi włożyć walizki do bagażnika. Zamknęła bagażnik, zaś ja usiadłam z przodu, na miejscu dla pasażera.
-Całkiem dobrze. - Odpowiedziałam, uśmiechając się lekko. Brunetka ruszyła, i z każdą chwilą byłyśmy dalej od mojego ukochanego domu.
-Gdzie teraz zamieszkasz? - Mówiła do mnie, lecz była całkowicie skupiona na drodze. Zaczęłam się bawić moimi pierścionkami, idealnie pasującymi do ubrań.
-W Londynie.. - Zamyśliłam się, zerkając przez szybę. - Będę mieszkać u przyjaciół. - Ucięłam, zakrywając prawdę. A co mam jej powiedzieć? Że zamieszkam u najbardziej rozpoznawalnego boys-band'u na świecie? Że moja daleka ciocia jest ich stylistką? Prosili mnie o dyskrecję, dlatego ukrywam wiele szczegółów. Prawdą jest też, że nie znam tych chłopaków. Jednakże, cała rodzina się o mnie martwiła. O mnie, i moje problemy. Przeżyłam w życiu cholernie dużo. Nie ufałam ludziom.. z resztą, nawet dzisiaj sprawia mi to problem. Jestem nieśmiałą, zamkniętą w sobie osobą. Kto w ogóle wpadł na pomysł, abym zamieszkała właśnie z nimi? Nie wiem, co mam myśleć. Mam tylko nadzieję, że jakoś przez to przejdę.
-Jesteśmy. - Oznajmiła brunetka, wychodząc z samochodu. Rozejrzałam się wokół. "Rzeczywiście", zdziwiłam się. Moje rozmyślania zajęły mi całą godzinę? Otworzyłam drzwi, i wolnym ruchem wysiadłam z pojazdu. Spojrzałam na przyjaciółkę, wyjmującą moją trzecią, jednocześnie ostatnią walizkę. Wiatr lekko poruszył moimi włosami, przywołując mnie do życia. Chwyciłam za dwie walizki, pozostawiając jedną do taszczenia Charlotte, bo właśnie tak się nazywała. Doszłyśmy razem do momentu oddawania bagażu głównego. Do tej pory mogła być obok mnie. Skrzywiłam się delikatnie, stojąc przed odprawą. 
-Too.. do zobaczenia? - Spytałam, zamykając dziewczynę w moim ciepłym, a jednocześnie lekkim uścisku. - Ej, nie płacz. - Dodałam, widząc pojedynczą łzę na jej policzku.
-Po prostu.. po prostu będę tęsknić. - Przytuliła mnie po raz ostatni, dopóki nie zerknęłam na zegarek. "Za godzinę mam odlot", pogoniłam się w myślach. Odkleiłam się od brunetki, i powolnym krokiem odeszłam w stronę odlotów, machając jej na pożegnanie. Odprawę przeszłam bez mniejszych problemów. W efekcie, pozostało mi jeszcze pół godziny. Napisałam do Lou, że niedługo wylatuję. Odpisała mi natychmiastowo zapewniając, że będą czekać. Denerwowałam się na samą myśl, że zamieszkam z piątką chłopaków. Oni mają cały czas spotkania, trasy, więc czasami zostanę sama. Takie rozwiązanie mi odpowiada, lecz mam nadzieję, że fanki mnie nie zabiją. Zauważyłam, że ludzie kierują się do bramy, prowadzącej do samolotu. Ruszyłam za nimi, ukradkiem skupienia zakładając słuchawki. Włączyłam odtwarzanie, a jako pierwsza ukazała się piosenka "Summertime Sadness", Lany Del Rey. Poprawiłam swoje loki, wchodząc na pokład. Posłałam delikatny uśmiech stewardessom, odszukując swojego miejsca. Usiadłam na jasnym fotelu, powolnym ruchem zapinając pas. Uśmiechnęłam się w stronę kobiety zajmującej miejsce obok mnie, po chwili odwracając wzrok. Potrafiłam się uśmiechnąć, ale nie rozmawiać. Dlatego często spoglądałam w przestrzeń, aby tylko nie zaczynać rozmowy. Możecie myśleć, że to dziwne, ale to moja sprawa. Oparłam się wygodnie na fotelu i przymknęłam oczy, zagłębiając się w dźwięki muzyki...
-Przepraszam, proszę pani. - Blondynka siedząca obok mnie próbowała mnie delikatnie obudzić, unosząc przy tym kąciki ust. - Dolecieliśmy. - Dodała, gdy ściągnęłam słuchawki z uszu. "Tak szybko?", pytałam się w myślach.
-Dziękuję. - Odpowiedziałam wolno, posyłając miłe spojrzenie w jej stronę. Chwiciłam za moją czarną torbę i wyszłam z samolotu, przy wyjściu żegnając się z załogą. Końcowe odprawy skończyły się momentalnie, podobnie jak odbiór bagażu. Przemierzałam kolejne metry wielkiego lotniska "Heathrow", wypatrując cioci. Gdy tylko ją zauważyłam, delikatnie przyśpieszyłam chód. Po chwili przytuliłam się z oczywistą dla mnie lekkością, i spojrzałam nieco przerażona na piątkę chłopaków, wpatrujących się w każdy mój ruch.
-Cześć! - Oznajmili chórem, a ja tylko posłałam im delikatny uśmiech. Wszyscy przechwycili mój bagaż, a ja bez słowa robiłam za cień cioci. Bałam się jakkolwiek odezwać. Bałam się zacząć rozmowę, i spojrzeć w ich błyszczące oczy. Wolałam zostać z tyłu, chowając się za pofarbowaną na biel ciocią.


***

Jest i pierwszy rozdział :)
Oficjalnie mi się podoba, jednak to Wy decydujecie.
Chciałabym Was poprosić, o szczere opinie dotyczące tego bloga.
To dla mnie niezwykle ważne.
Dziękuję, że jesteście.
Caroline. x

Bohaterzy


~ Główne postacie ~

Victoria Roberts (18 lat.)

Nieśmiała, zamknięta w sobie nastolatka.
Pomimo młodego wieku, w życiu przeszła wiele przykrych sytuacji.
Niegdyś była anorektyczką. 
Jej siostra zaginęła.
Nikt nie wiedział co się dzieje, a Vicki jeszcze bardziej
zamknęła się w sobie.
Wygląda na wiecznie roześmianą osobę, jednakże
jest to tarcza, którą dziewczyna stworzyła w obawie przed światem.
Jej odwieczną pasją jest śpiew, jak również jazda konna.



   Harry Styles (19 lat.)


Zazwyczaj roześmiany, oraz najmłodszy członek
Brytyjskiego zespołu One Direction.
Jego dobre wychowanie świadczy o wyrozumiałości, jednak chłopak
czasami zamyka się w sobie, nie pokazując tego innym.




 Zayn Malik (20 lat.)


Opanowany, jednakże zabawny członek
 Brytyjskiego zespołu One Direction.
Jego formą odreagowania są papierosy,
i słuchanie muzyki w samotności.
W związku z Perrie Edwards.


 Louis Tomlinson (22 lata.)


Zabawny, lecz potrafiący zajść za skórę.
Najstarszy członek One Direction.
Jego formą odreagowania jest piłka nożna. 
W związku z Eleanor Calder.



 Liam Payne (20 lat.)

Najbardziej spokojny, oraz najbardziej odpowiedzialny
członek One Direction.
Jest kochającym przyjacielem.
Rzadko można wyprowadzić go z równowagi.




Niall Horan (20 lat.) 

Chłopak śmiejący się praktycznie ze wszystkiego.
Stara się utrzymywać dobry kontakt ze wszystkimi.
Jest "śmieszkiem" w zespole.
Często gra na gitarze.



 Jade Thirlwall (21 lat.)

 Często bardziej opanowana niż wszyscy, potrafiąca wysłuchać.
Te cechy nie wykluczają jednak jej poczucia humoru.
Jest wspaniałą przyjaciółką.  


Perrie Edwards (20 lat.)

Wiecznie szczęśliwa, czasem dla zabawy zachowująca się jak diwa dziewczyna.
Uwielbia robić żarty znajomym, lecz jest też świetną przyjaciółką.
Czasami jako jedyna potrafi do kogoś dotrzeć.
W związku z Zayn'em Malikiem.


 Eleanor Calder (20 lat.)

Miła, lecz potrafi zajść za skórę osobom których nie lubi.
Jest mądrą studentką, lecz ludzie postrzegają ją
za głupią, łakomą na sławę dziewczynę.
W związku z Louis'em Tomlinson'em.

~ Postacie drugoplanowe ~



 Lou Teasdale (26 lat.)*

Radosna matka małej Lux, jak również ciocia Victorii.
 Jest stylistką One Direction.
Zazwyczaj jest pogodna i spokojna.



 Cher Lloyd (20 lat.)

Pozytywnie nakręcona dziewczyna.
Potrafi rzucić wszystko, aby tylko pomóc przyjaciołom. 
Niektórzy mają ją za głupią, przez nastoletni wygląd.
Tak naprawdę jest inteligentną dziewczyną.






Postacie będą dodawane w miarę rozwoju historii.
* Wiek prawdopodobnie nie jest prawidłowy.